Z KJS-ów do GSMP w 2 lata
Przejście ze startów w sporcie amatorskim, do profesjonalnych samochodowych wyścigów górskich to prawdziwy skok na głęboką wodę. Właśnie taki ruch wykonał Podlasianin Tomasz Lewczuk, który w tym sezonie debiutuje w sporcie profesjonalnym, stając ramię w ramię z zawodnikami z najwyższej półki motorsportu.
– Dla gościa, który jeździł dwa lata w amatorce, przejście do sportu profesjonalnego to jest naprawdę duży przeskok i dopiero teraz dowiaduję się wszystkiego o tym ściganiu. To zupełnie inny świat, w którym nie ma miejsca na błędy. Moje starty wiążą się z przełamywaniem. Gdy głowa podpowiada, że już trzeba hamować, a żeby utrzymać tempo najszybszych zawodników w klasie, musze się przełamywać i cały czas swoje limity przesuwać. – przyznaje jedyny reprezentant województwa podlaskiego w cyklu górskich wyścigów.
Jednak zarówno start w Bieszczadzkim Wyścigu w Załużu k. Sanoka (1. etap), jak i w Magurze Małastowskiej (2. etap), Tomek zajął II miejsca w klasie 10C (samochodów o pojemności silnika do 1600 cm). Do pokonania miał odcinki od 4 do 6 km, a podczas wyścigów na Załużu trzykrotnie pobił rekord trasy w klasie 1600m z czego dwa razy własny. Wyścig w Siennej (3. etap) Tomek zakończył na I miejscu w klasie orz III w klasyfikacji generalnej grupy A.
– „Kultowa trasa „Sienna”… bardzo mi się spodobała. Taka w moim klimacie…trochę na odwagę wyścigowo, ale z rajdowymi akcentami. Podobno bardzo trudna. Przed nami kolejny start w Limanowej i Przełęcz pod Ostrą – na niezwykle technicznej i widowiskowej trasie. Oczywiście, będziemy walczyć i mam nadzieję, że z jakimś fajnym rezultatem na koniec sezonu. – zapowiada Tomasz Lewczuk.
Podlasianin robi zamieszanie
Swoją Hondą o pojemności 1.6 depcze po piętach takim autom jak Porsche 911. Jego doskonałe, lecz wciąż debiutanckie wyniki w robią spore zamieszanie w środowisku kierowców rajdowych. Jak pierwszy raz można przyjechać w techniczne, trudne trasy górskie i mieć tak dobre wyniki?
– Na tym poziomie nie ma miejsca na błędy. Nie wiem czy nie większą rolę w starcie gra głowa. Na trasie trzeba mocno pracować z głową i często się przełamywać. Szukać swoich limitów zarówno w prędkości, jak i mentalnie. Odcinki są bardzo, bardzo szybkie. Różnica poziomu wynosi niekiedy 200m, trasa prowadzi na szczyt, pod górę i trzeba błyskawicznie dostosować odpowiednią technikę jazdy. – opowiada Tomek.
– Samochód spisuje się znakomicie (Honda Civic Group A, klasa 1600). Mój inżynier zrobił kapitalną robotę i bardzo mu za to dziękuję. Auto jest i szybkie, i prowadzi się naprawdę bardzo dobrze, więc dajemy ognia, ile możemy – dodaje.
Przyznaje jednak, że „troszkę zabija go jazda w deszczu”, a konkretnie ściganie się po nowych, nieznanych trasach, których musiał się uczyć na bieżąco, na wyczynowych oponach deszczowych, na których wcześniej nie jeździł.
– To jest dla mnie nowość, której muszę się szybko (i na bieżąco) uczyć. Staram się coraz bardziej łapać swoje limity czasu i prędkości, a jest to bardzo wymagająca sprawa. Na suchej nawierzchni jestem przyzwyczajony do opon profesjonalnych i jestem w stanie bić swoje rekordy, ale technika jazdy na deszczu wymaga jeszcze trochę nauki, bo tu niestety trochę przegrywam. A zarówno na torze w Załużu (1 start), na Magurze (2 start), jak i w Siennej (3 start) mieliśmy pogodowy kołowrotek: od ulewy, przez przesychający asfalt, do zupełnie suchego, po znowu duże opady – opowiada Tomasz Lewczuk i dodaje, że już czeka na kolejne wyścigi.
4-ty z 8-miu etapów Górskich Samochodowych Mistrzostw Polski odbędzie się na jednej z najbardziej wymagających tras – Limanowej.